„Podkoziołek” to pozostałość pogańskich czasów na naszych ziemiach. To pierwszy „przebłysk” witania wiosny, przywoływania sił witalnych. Później związane zostało to z kalendarzem liturgicznym i zbliżającym się postem. W naszym kalendarzu funkcjonowały „Ostatki”, czyli ostatnie trzy dni karnawału, a „Podkoziołek” wiąże się z wystruganą z drewna głową kozła, którą stawiano na stole. Pod nią stawiano w obfitych ilościach jedzenie.
Tradycyjnie „Podkoziołek” organizowany jest w Jarząbkowie (gmina Niechanowo) w ostatni wtorek, przed Środą Popielcową. Wiążę się to z tradycją przywiezioną do tej wsi około 100 lat temu przez osadników ze Śląska. Jednak tym razem było mniej hucznie, gdyż zabrakło muzyki, za to tradycyjnie „strażak” uruchamiał co jakiś czas syrenę alarmową, by oznajmić nadchodzących przebierańców. Były odwiedziny w poszczególnych gospodarstwach, wizyty w obejściach domów, a organizatorem tego pochodu przebierańców tradycyjnie był Związek Młodzieży Wiejskiej wspólnie z jarząbkowską młodzieżą. – „Podkoziołek” przybył w ten rejon z osadnikami ze Śląska. Młodzi jako przebierańcy chodzili po wsi i zbierali pieniądze na kolejne imprezy. W ten „Podkoziołek” nie będzie zabawy. Dyskotekę walentynkową urządzano już na początku lutego. Coraz mniej jest młodzieży, która chce uczestniczyć w takiej tradycyjnej maskaradzie. Wielu młodych wyemigrowało do różnych krajów Europy za pracą. Warto jednak ten zwyczaj kultywować, bo przynajmniej coś dzieje się we wsi. Nasza wieś pustoszeje. Wcześniej starsi ludzie brali udział w tej zabawie – były konie, koło za wozem, objeżdżano okoliczne miejscowości – wspomina sołtys Jarząbkowa Krzysztof Frankiewicz. – Jestem „koniem”, pierwszy wchodzę na posesje. Mam też bat, który jest dla tych ludzi, którzy nie biorą udziału w naszej zabawie. To mój pierwszy „Podkoziołek”, chodzimy od domu do domu i zabawiamy mieszkańców. Chodzimy wspólnie z „krakowiakiem”, „misiem”, „strażakiem”. Jest też chłop i baba, którzy zbierają „na pieluszki”, natomiast w tym roku zabrakło „kominiarza”, który zbierał na kominowe – powiedział Filip Wierzbicki. W Wiejskim Domu Kultury, Roksana Ralewicz tłumaczyła, jak ubierane są i malowane poszczególne postaci: – Musimy z góry ciuchów wybrać te najlepsze dla danej postaci. W tym roku było bardzo mało chętnych osób, które chciały się przebrać. To brak urlopów, albo okres chorobowy. Jest trochę smutno i będziemy chodzić po samym Jarząbkowie. „Strażak” Marceli Majchrzak informował, że syrena to znak, że przebierańcy już są we wsi: – Niektórzy się boją, inni się cieszą. Ci ostatni chętnie nas witają, jednak na podwórku. Ludzie dają pieniądze, jajka, czasem ciasto i napitek. Jest wesoło i hucznie, i tradycja ta trwać będzie nadal. Dzień wcześniej kręcimy siano na ubiór dla niedźwiedzia. Ubiór waży około 40 kilogramów. W takim orszaku musi być „krakowiak”, który po zagrodach porywa… do tańca. Podczas „ostatkowej” zabawy nie może zabraknąć niedźwiedzia w stroju, niegdyś ze słomy, a obecnie z siana. Paweł Guziałek, przebrany za niedźwiedzia przyznał, że dwa dni szykowany był ten strój: – Skręcane są najpierw poszczególne powrozy z siana. Od godziny 5 ubierano mnie i tak było do godziny 10. Strój jest dość ciężki, gdyż jest pleciony i łączony sznurkiem. Nie można w tym stroju biegać i jest w nim bardzo gorąco w taką pogodę, jaka panuje obecnie. Obchodzimy każdy dom, jest poczęstunek. A ja chodzę, straszę, murzę sadzą. Zbieramy pieniądze na zabawy. W pochodzie nie mogło zabraknąć psotnych diabłów. Niegdyś psotne diabły odwiedzały każdy dom i broiły. Wysypywały popiół i polewały go wodą. Na przykład w kuchni było wówczas bardzo brudno. Teraz do domów przebierańcy nie są już wpuszczani, pewnie z powodu tego bałaganu. Zapraszani są natomiast do pomieszczeń gospodarczych lub na podwórka i tam dostają pieniądze, jajka, słodycze. – Nie otwieraliśmy przebierańcom. Dzieci się boją i płaczą. Zawsze jednak dajemy datki. Przebierańcy chodzą od zagrody do zagrody, smarują sadzą, ale to na szczęście – powiedziała jedna z mieszkanek Jarząbkowa. Inna kobieta stwierdziła: – Jestem trochę zwiedziona. Mniej było przebierańców, zabrakło muzyki. Było mało dynamicznie, ale to tradycja, a usmarowanie sadzą daje szczęście.
JAROSŁAW WALERCZAK