Poziom bezpieczeństwa gnieźnian był tematem spotkania radnych miejskich w czasie posiedzenia Komisji Polityki Społecznej i Bezpieczeństwa Publicznego. Przybyli do ratusza przedstawiciele służb przedstawili statystyki, ale także wyraźnie skonsternowani wysłuchali pod swoim adresem uwag radnego, zarzucającego policji „spijanie kawek” podczas wizyt edukacyjnych w przedszkolach.
Przedstawiciele Prokuratury Rejonowej, Straży Miejskiej i Policji przybyli do miejskiego ratusza, by przedstawić radnym informacje o stanie bezpieczeństwa miasta i jego mieszkańców. Niezwykle ważne spotkanie cieszyło się dużym zainteresowaniem rajców miejskich, o czym świadczą liczne pytania, choć nie zawsze merytoryczne, do gości. Niestety, radni Budzyński i Bartkowicz przybyli na obrady z opóźnieniem 1,5 godziny tracąc wiele cennych informacji i uwag przekazywanych przez przedstawicieli władzy wykonawczej. Od sprawozdania zaczął swoje wystąpienie prokurator Radosław Krawczyk, zastępca Prokuratora Rejonowego. Według przekazanych informacji, w roku 2016 tutejsza prokuratura przeprowadziła 2982 postępowania, a do maja bieżącego roku, było ich już 1428. Obecna dynamika wszczynanych postępowań jest podobna do tej w prokuraturach w Szamotułach i w Wolsztynie, ale tam przez jedną jednostkę obsługiwane są po dwa powiaty. Gnieźnieńska prokuratura zasięgiem obejmuje powiat gnieźnieński bez gminy i miasta Witkowo oraz powiat pobiedziski. Bolączką tutejszej jednostki jest niedobór prokuratorów, obecnie jest ich 10, przez pewien czas było ich 6 – powinno być 12. Skład ilościowy ma znaczenie, gdyż ilość spraw w Gnieźnie, sytuuje w województwie gnieźnieńską prokuraturę tuż za poznańskimi. – Pracy mamy bardzo dużo – mówi R. Krawczyk. – W 2016 roku mieliśmy prawie 3 tysiące postępowań, dzieląc je na ilość osób je obsługujących wychodzi duża liczba. Zmiany przepisów powodują, że zajmujemy się rzeczami, z których dotychczas byliśmy zwolnieni, np. jeździmy na rozprawy odwoławcze do poznańskich sądów. Kiedyś było tak, że jak była składana apelacja, to zajmowała się nią Prokuratura Okręgowa w Poznaniu, teraz my się tym zajmujemy i idziemy za sprawą do końca. Zdarzają się sytuacje, że kadrowo nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć i zwracamy się o pomoc do prokuratur w Poznaniu – wyjaśnia jedną z bolączek. Jak informuje Radosław Krawczyk, zmienia się charakter przestępstw w Gnieźnie. Mniej jest rozbojów, więcej oszustw, szczególnie przez internet. – Bardziej się opłaca kogoś oszukać, wyłudzić kredyt niż walić ofiarę po głowie i zabrać jej telefon komórkowy – charakteryzuje. Dużym problemem jest kradzież tożsamości w sieci, podszywanie się, wyłudzanie pieniędzy. Rzekomi pracodawcy szukający w internecie pracowników, bazują na ich niewiedzy i proszą o przesłanie skanu dowodu tożsamości. Potem kontakt się urywa, a oszust na podstawie kopii dokumentu zaciąga pożyczki. Ciągle gnieźnianie łapią się na dość proste oszustwo, czyli metodę „na wnuczka”, choć i tutaj przestępcy używają kreatywności, gdyż podszywają się już za policjantów i prokuratorów, wzywając swoje ofiary do wpłacenia kaucji za rzekomego bliskiego, który został aresztowany. – Takich praktyk prokuratura nie ma – kategorycznie stwierdza prokurator. Obecnie nie ma większych wahań w kategorii przestępstw, spraw jest prawie tyle samo co w latach ubiegłych. – Wystosowujemy więcej aktów oskarżenia niż Prokuratura Rejonowa Poznań Nowe Miasto i mowa tu o wartościach bezwzględnych – mówi prokurator. – Na tle innych prokuratur mamy dobrą wykrywalność. Na pięć pierwszych miesięcy roku mamy 11 uniewinnień, a ponad 400 skazań.
Policja apeluje o monitoring
O sytuacji zachowania bezpieczeństwa w mieście z perspektywy policji mówił nadkom. Robert Recki, p.o. naczelnika Wydziału Prewencji. Z przekazanych informacji wynika, że codziennie do patrolowania i obsługi zdarzeń na ulice miasta kierowanych jest 18-20 funkcjonariuszy, w tym około 10 komórek prewencyjnych. W roku obecnym, według policji, najwięcej utrapień mają gnieźnianie z kradzieżą cudzej rzeczy, kradzieżą z włamaniem i uszkodzeniem mienia. Te przestępstwa przodują w policyjnych statystykach. Do maja na terenie funkcjonowania jednostki skradziono 7 samochodów. Tutaj wykrywalność jest najniższa (14,29 proc.), a wynika m.in. z tego, że samochody są w zasadzie kradzione tylko na części, więc szybko są rozbierane. – To problem całego kraju – zauważa nadkom. Recki. Nie opłaca się w Gnieźnie używać siły wobec innych, gdyż tutaj policja ma stuprocentową skuteczność w ujawnianiu sprawcy takiego czynu. W ocenie policjantów dobrze funkcjonuje uruchomiona w czerwcu ubiegłego roku Krajowa Mapa Zagrożeń, za pomocą której, przez internet można szybko zgłosić wykroczenie lub przestępstwo. Takich sygnałów mieszkańcy wysłali już 815, jednak po weryfikacji potwierdzonych została tylko część z nich. – Trudno mi ocenić, jak bezpieczeństwo oceniają mieszkańcy – przyznaje R. Recki. – Wydaje nam się, że zdecydowana część osób jest zadowolona, ale głosy, że powinniśmy pracować lepiej, też by się pojawiły. Zabezpieczamy dużą liczbę imprez masowych, jak Pola Lednickie, gdzie przebywa 55 tys. wiernych, zabezpieczamy spotkania ligowe, żużel, festyny – wylicza. Jak wynika z przekazanych informacji, właśnie zabezpieczenia licznych imprez mocno obciążają jednostkę. Jak informuje nadkomisarz, w Gnieźnie krzyżują się szlaki komunikacyjne kibiców różnych dyscyplin sportowych, którzy udają się na tzw. „wyjazdy”. Tutaj policja niezmiennie musi je zabezpieczać w weekendy, a od czasu przekierowania pociągów z Poznania do Warszawy przez Gniezno, funkcjonariusze przewidują wzrost kradzieży i związanych z nimi interwencji. Problemem jest wzrost interwencji związanych z przemocą w rodzinie. To niepokojący wskaźnik. – Być może świadomość mieszkańców jest większa. Nie zawsze zgłaszają się z sygnałami osoby, które same są ofiarami, ale mamy sygnały od sąsiadów, np. że widzieli dziecko zapłakane czy brudne – mówi. R. Recki. – Po sygnale podejmujemy czynności natychmiast, zatrzymujemy sprawcę w naszym tzw. areszcie i występujemy o zastosowania sankcji, choćby o zakaz zbliżania się do członków rodziny, dozór policji, a w skrajnym przypadku aresztowanie – dodaje kom. Sławomir Sikorski, I zastępca Komendanta Powiatowego Policji. Ogromny problem gnieźnieńskich policjantów to oprócz zabezpieczania dużej ilości imprez, także braki kadrowe. Obecnie w powiecie pracuje 280 policjantów, brakuje 9, a młodzi dziś nie garną się do słabo opłacanej służby. W samej „drogówce” pracuje 24 funkcjonariuszy, którzy wystawiają coraz więcej mandatów. Samochodów drastycznie przybywa (w powiecie jest ich już ponad 100 tys.), auta nie mieszczą się w ścisłym centrum miasta, dochodzi do kolizji. Problemem są złe drogi, szczególnie do Kłecka, Witkowa i Kiszkowa, gdzie dochodzi do dramatycznych wypadków (dwie ofiary śmiertelne). Ciągłym problemem według policjantów jest nadmierna prędkość. Funkcjonariusze zwrócili się także z apelem do radnych, by rozszerzać i udoskonalać monitoring, który dobrze spełnia swoją rolę. Jak mówi R. Recki, tam gdzie są kamery, przestępczość mocno spada. Większość interwencji dotyczy obszarów centrum miasta, które nie są objęte monitoringiem. Jak mocno obciążeni są policjanci wyraźnie mówi ilość telefonów do policyjnej dyżurki; jest ich średnio 200 na dobę.
Zamiast edukacji, na ulice
Po informacjach przekazywanych przez policjantów doszło do dyskusji. Radni mogli zadawać pytania, rozwiewać wątpliwości, czy zaspokoić ciekawość. Dość surowo i obcesowo do przedstawicieli policji nastawiony był radny Marek Zygmunt, który podniesionym głosem krytykował ich działanie. Zupełną konsternację wywołały słowa radnego, dotyczące ważnego tematu edukacji, którą z przedszkolakami i uczniami szkół prowadzą funkcjonariusze. W ich trakcie policjanci mówią dzieciom o zagrożeniach na nie czyhających, kształtują ich postawy, instruują np. co zrobić gdy znajdą zagubioną rzecz, lub jak się zachować w przypadku zauważenia przemocy lub zasłabnięcia kogoś bliskiego. Te działania według radnego są zbędne. – Marnujecie masę czasu na spotkania z dzieciakami w przedszkolach. Po co to, komu to potrzebne – prawie już krzyczał w stronę policjantów radny, przy okazji gestykulując. Próbowali mu przerwać inni radni, jednak nieskutecznie. – Piszecie w raporcie, że prowadzicie spotkania na półkoloniach. Przecież tam są dzieci, które chodzą do szkoły. To po co, skoro prowadzicie spotkania w szkołach, prowadzicie je też na półkoloniach. Dlatego was nie ma, bo jesteście wszędzie tam, gdzie można posiedzieć, wypić kawę, a nie robić konkretną robotę. Bawicie się po prostu – ciągnął radny, gdy próbowali mu przerwać radni Krzymińska i Banicki. – Proszę się uspokoić panie radny – apelowali, lecz radny Zygmunt jeszcze głośniej zwracał się do policjantów. – Są w szkołach? Są w przedszkolach? A na ulicy ich nie ma – grzmiał, a do radnego Banickiego apelującego o spokój zwrócił się: – Pan mi przeszkadza, jestem tak samo radnym jak pan. Miny pozostałych radnych wyrażały tylko oburzenie, a potem zawstydzenie, szczególnie, że w sali obrad byli także inni goście, którzy mimowolnie stali się świadkami jednostronnych i nieadekwatnych w dyskusji zarzutów. W tym momencie głos zabrali inni radni, którzy podziękowali policjantom za niewdzięczną służbę przytaczając m.in. przykłady dobrej współpracy z radami osiedlowymi i samorządem. Radny Zygmunt już wcześniej zarzucał policjantom, że nie widzi patrolujących osiedle dzielnicowych. – Nie widziałem na osiedlach mi podległych, by dzielnicowi w obchodzie je patrolowali – burzył się nieco wcześniej. – Pisaliście, że patrole odbywają się głównie w godzinach dopołudniowych, czyli w godzinach kiedy ja pracuję, ja chodzę po osiedlach i policjantów nie ma, nie ma i nie ma – mówił podniesionym głosem. Starał się odnieść do tych słów nadkom. Recki. – To nie jest tak jak pan mówi. Może nie miał pan szczęścia, by spotkać dzielnicowego. Na terenie osiedla jest dwóch dzielnicowych. To nie są służby tylko na zmianach rannych, to również służby od 15 do 20, a w czwartki, piątki i soboty wykonują obchód w godzinach między 18, a 2 oraz od 20 do 4 w nocy – informował, a także przytaczał inne zadania dzielnicowych, jak doręczanie wezwań, czy wywiady środowiskowe. Jednak mina radnego raczej nie okazywała satysfakcji z wyjaśnień policjantów. Być może zdenerwowanie radnego wynika ze zmiany obowiązków, które nastąpiły w jego pracy zawodowej. Przed poniedziałkowym posiedzeniem Komisji Rewizyjnej rozdał radnym oraz mediom kopię dokumentu podpisanego przez prezesa spółdzielni mieszkaniowej Zdzisława Kujawę, w którym ten informuje radnego jako pracownika spółdzielni, że zwiększa zakres jego obowiązków bez zmienienia warunków pracy. W tak nerwowej atmosferze wystąpienie Janusza Wardy, zastępcy Komendanta Staży Miejskiej, nie wywołało już głębszych dyskusji, a powstałe emocjonalne perturbacje spowodowały, że atmosfera komisji wyraźnie siadła. Janusz Warda informował radnych, że obecnie Straż Miejska zatrudnia 15 strażaków, 5 operatorów monitoringu oraz 2 pracowników na stanowiskach urzędniczych. Przypomniał, przed jakimi wyzwaniami i działaniami stoją dziś strażnicy, m.in. kontrolowanie realizacji deklaracji śmieciowych, interweniowanie w przypadku ujawnienia nielegalnych wysypisk śmieci, odpadów zielonych. Przypomniał także o ciągle nieprzepisowym parkowaniu na ulicy Tumskiej. Według statystyk, najwięcej wykroczeń municypalni odnotowali w zakresie nieprawidłowego parkowania (w tym roku 423 wykroczenia), włamań do pojazdów (640) oraz spożywania alkoholu w miejscach zabronionych (62 wykroczenia). Radni często w pytaniach do gości poruszali głównie sprawy dotyczące okolic własnych miejsc zamieszkiwania, mniej było dyskusji o problemach całego miasta. Dość niespodziewany w pewnym momencie przebieg ważnej debaty i dość długi (ponad 3 godzinny), z pewnością poszerzył zakres wiedzy radnych, jednak mógł przynieść bardziej konstruktywne wnioski.
ALEKSANDER KARWOWSKI