Shadow

Live From The Field

Już po raz siódmy odbył się festiwal literacki „Preteksty”, który konsekwentnie kroczy wydeptaną wcześniej ścieżką – opierając się na szerszym kontekście literackiego wyrazu – muzyce, poetyce, slamie, dyskusjach i konkursach. Jeśli sama literatura i słowo nie są pretekstem do wzięcia udziału w festiwalu, to czy potrzeba jeszcze jakiś innych pretekstów?
Nie każde miasto podobnej wielkości jak Gniezno ma swój festiwal literacki. Często spotykane są na mapie naszego kraju wydarzenia bardziej kameralne, np. spotkania autorskie połączone z muzyką i dyskusją – najczęściej w postaci jednego wieczoru w klubie, lub księgarni. Gniezno ma festiwal trzydniowy, choć może warto zastanowić się nad skupieniem, skondensowaniem większej ilości wydarzeń w jeden lub dwa wieczory. Mimo dobrego programu VII edycji „Pretekstów” frekwencyjnie było różnie. Bardzo ciekawe rozpoczęcie imprezy w piątek, 29 września w Miejskim Ośrodku Kultury, nie przyciągnęło zbyt wielu miłośników literatury, fotografii czy poezji, a szkoda – bo tych w mieście nie brakuje, a zarówno wystawa „Światłoczułe Słowa”, jak i późniejsze spotkanie z publicystą Przemysławem Witkowskim, zdecydowanie mogły się podobać.
– Gnieźnianie chyba potrzebują pretekstów, by zainteresować się literaturą – mówi Piotr Wiśniewski, pomysłodawca imprezy. – Festiwal jest pretekstem do spotkania z literaturą, prozą, z fotografią, czy dobrą muzyką. Ta edycja to czternaście wydarzeń, w większości przypadków to pomysły naszych mieszkańców, wspaniałych animatorów kultury i tak już od siedmiu lat ten festiwal organizujemy, z dużą dozą satysfakcji – nie kryje pełnomocnik Prezydenta Miasta Gniezna ds. kultury. Właśnie w tej wypowiedzi kryje się kolejna wyjątkowa zasada, która towarzyszy imprezie od lat – tzn. współtworzą ją mieszkańcy, którzy zgłaszają się ze swoimi pomysłami do organizatorów. Za program „Pretekstów” nie odpowiada, jak to często ma miejsce – żadna rada „mędrców” lub mecenasów, a może on zmieniać się faktycznie na przestrzeni kolejnych edycji, dzięki upodobaniom samych mieszkańców. Bardzo dobrze na inaugurację festiwalu wypadły „Światłoczułe Słowa” – czyli kolejna odsłona projektu, w którym łączą się ze sobą mistrzowie obrazu z mistrzami słowa. Duety fotografów i pisarzy przygotowują w nim swoją interpretację wiersza. Pół drużyny przygotowuje tekst, drugie pół – ubiera je w obraz za pomocą zdjęcia. W tym roku zgłosiło się 12 duetów, których prace naprawdę były chwalone za wysoki poziom, na co zwrócił uwagę gnieźnieński mistrz fotografii – Marek Lapis, który kolejny raz wziął udział w wyzwaniu. – Połączyć dwie nieokiełznane natury jak fotografia i wiersz, to trudna sprawa. Przede wszystkim, obie natury nie są do końca określone, bo każdy myśli, że zrobione zdjęcie przedstawia to, co jest widziane na zewnątrz. To jest totalna bzdura. Dlaczego robimy zdjęcia? – pyta fotograf. – Po to, by przekonać się, co wyjdzie po naciśnięciu spustu migawki. Fotografia wbrew pozorom kłamie i to jest jej zaleta. Robię zdjęcie i się później dowiaduję co dostrzegam, często jakieś niestworzone rzeczy oglądam. Tak samo wiersz. Kto traktuje poważnie słowa napisane wierszem, pełne parabol, metafor, ukrytych znaczeń. Spoglądając na zdjęcie „mistrza słowa” nie pomyśli. że chodzi bezpośrednio o tę osobę. Raczej chodzi o relację tej osoby, z otoczeniem w którym działa. Szukajmy drugiego, trzeciego dna – w wierszu oraz obrazie – zachęca M. Lapis. Jak przyznał, tegoroczny poziom bardzo mu się podoba. Np. z połączenia poezji Dawida Junga ze zdjęciem Dawida Stube, przebija się żal, rozczarowanie, ale i przywiązanie – do miasta o wspaniałej historii, ale gubiącego jej najpiękniejsze elementy. – Wybrałem Dawida Junga, bo słyszałem, że jest wielkim poetą. On napisał taki wiersz na temat tęsknoty, opuszczenia swojego miasta. Zdjęciem pokazałem tę tęsknotę, smutną mimikę twarzy. Dawid prosił mnie, by ukazać w Gnieźnie miejsce unikatowe, a jest nim skryta fontanna z XIX wieku. Ta wizja barokowa zdjęcia bardzo się D. Jungowi podobała – zauważa D. Stube.
Tuż po wernisażu odbyło się spotkanie autorskie z publicystą, badającym popkulturę Przemysławem Witkowskim, na które zaprosił gnieźnieński Klub Krytyki Politycznej. Ciekawa rozmowa o m.in. telewizji lat dziewięćdziesiątych w Polsce, jak przemiany ustrojowe i gospodarcze wpływały na wybory młodych ludzi, ich upodobania – z pewnością była ciekawym wkładem do festiwalu, choć zgromadziła małą publikę. Druga część wieczoru przeniosła się do Klubu Muzycznego „Młyn”, gdzie frekwencja była duża. Tam dziennikarz Jarek Mixer Mikołajczyk zaprezentował fragmenty swojej ciągle pisanej autobiografii. Tuż po tym, koncert-wydarzenie i to na skalę ogólnopolską. Legendarna polska formacja Variete, w dniu premiery swojej najnowszej płyty „Nie wiem”, zaprezentowała się gnieźnieńskiej publice. Warto odnotować, że dobry koncert poprzedzający główną gwiazdę wieczoru zaprezentowała formacja Dogs in Trees. Na koncert Variete przybyli fani zespołu z całego kraju, wywoływani przez prowadzącego wydarzenie Mixera Mikołajczyka, meldowali miasta – Szczecin, Jarocin, Sieradz, Poznań.
Drugi dzień festiwalu to kolejna edycja konkursu recytatorskiego, prowadzonego przez Andrzeja Malickiego, w którym zmagania z gnieźnieńskimi legendami wygrali Jagoda Białek i Adam Wędzikowski. Stowarzyszenie Fantasmagoria zaprosiło na spotkanie z Piotrem W. Cholewą – znanym tłumaczem legendarnej serii „Świat Dysku” Terrego Pratchetta. Wieczór to ponownie „Młyn” i Slam Poetycki, który wygrała Rudka Zydel – jedna z najlepszych slamerek w kraju. Na zakończenie koncert Super Girl & Romantic Boys. Niedziela to podsumowania, m.in. III Gnieźnieńskiego Turnieju Książkożerców, który wygrała drużyna Wernyhorów z I LO w składzie: Wiktoria Gibas, Monika Kaźmierska i Jakub Mazurkiewicz oraz na sam koniec kameralny koncert duetu Pudełko Zapałek. Jak pokazały kolejne dni festiwalu, największym zainteresowaniem cieszyły się wydarzenia w klubie muzycznym, co być może jest tropem, za którym trzeba podążać, a który sugeruje – że rozciągnięcie festiwalu i dzielenie go na następujące po sobie wydarzenia w różnych miejscach miasta, może być jego słabością. ALEKSANDER KARWOWSKI
Fot. gniezno.eu