Wyjątkowo, bo na dwie godziny przed sesją Rady Miasta Gniezna, miało miejsce posiedzenie miejskiej Komisji Promocji, Kultury i Turystyki. Tematyka dość istotna, bowiem emocji podczas obrad nie brakowało i pojawiły się wyraźne głosy niezadowolenia opozycji w radzie z dotychczasowych działań urzędu.
Komisja Promocji, Kultury i Turystyki, działająca w Radzie Miejskiej, to jedna z najmniej licznych komisji stałych, bowiem zasiada w niej tylko pięciu radnych, stąd echo jej działań jest trochę cichsze od spraw innych komisji. Jednak i tutaj nie brakuje emocji. Choć obrady komisji w poprzednich latach miały bardziej koncyliacyjny charakter i przypominały coś na kształt „burzy mózgów”, to te czasy chyba odeszły już ostatecznie w niepamięć. Nowa opozycja w Radzie Miasta do serca wzięła swoją rolę i przynajmniej na tej komisji nie wstrzymuje się od ocen dotychczasowych poczynań urzędników. Posiedzenie komisji 30 stycznia stało się bowiem dobrym miejscem do wyrażania swoich poglądów na to, co w mieście było i jest. Tematy? M.in. Jarmark Bożonarodzeniowy, Królewski Festiwal Artystyczny i Informator Miejski.
*Morsy jak karpie? *
Na pierwszy ogień radni w składzie: Artur Kuczma (przewodniczący komisji), Rafael Wojciechowski, Aleksander Ditbrener oraz Paweł Kamiński, wypytali Damazego Gandurskiego i Dariusza Pajkerta z Wydziału Promocji i Kultury Urzędu Miejskiego, o coroczny (w sumie piąty) Jarmark Bożonarodzeniowy. Jak informuje D. Gandurski, co roku jarmark ma się rozrastać i stawać bardziej atrakcyjnym, bowiem rośnie on do rangi produktu ponadregionalnego. – Odwiedzają nas goście z innych powiatów – zauważa. Jak dodaje, urząd nie ma problemu z najemcami straganów jarmarcznych, a miejsc jest mniej niż chętnych na handlowanie.A. Kuczma zauważył, że warto liczbę stoisk powiększyć i inaczej je sytuować na centralnym placu miasta, jednak przedstawiciele UM zdradzili, że w przyszłym roku również chcą zaprosić darmowe lodowisko, które w tym roku wystawił jeden z banków i jeśli się uda, byłoby ono wkomponowane w jarmark, czyli powstałoby na rynku dużo wcześniej niż miało to miejsce ostatnio. Jak wyliczają urzędnicy, wynajęcie 25 stoisk kosztuje Miejski Ośrodek Kultury 22 500 zł, jednak z tytułu najmu zwraca się do kasy miasta 17 tys. zł. Łączny koszt jarmarku (ochrona, zakup energii) wyniósł 90 tys. zł. Radny P. Kamiński zaproponował by jarmark trwał dłużej, nawet tydzień. – Ludziom fajnie ten jarmark się kojarzy – zauważył, jednak nie wszystko jest godne tej oprawy, dodał. – Nie do końca to fajny pomysł z tymi morsami na rynku (coroczna kąpiel Królewskich Morsów Gniezno – przyp. red.). Sztuczny pomysł, wśród innych widowisk wygląda trochę śmiesznie. Nic do nich nie mam, ciągle gdzieś się kąpią, pokazują, są znani, popularni, jednak instalowanie tych basenów… przypominało to karpie w markecie. To niskich lotów – nie krył sceptycyzmu radny. Urzędnicy wyjaśnili, że to wesoły akcent jarmarku, który w dodatku nic nie kosztuje. Więcej istotnych opinii czy pytań nie było. Radni krótko omówili zadania finansowe wydziału na rok 2019 i przeszli do tematu Królewskiego Festiwalu Artystycznego. Jak mówili urzędnicy, nie mogą w tej chwili zdradzić zbyt wielu szczegółów, gdyż rozmowy z artystami trwają. W tym punkcie radny Paweł Kamiński zapytał urzędników, czy biorą pod uwagę skrócenie KFA, gdyż w jego ocenie dwa letnie miesiące trwania festiwalu zbyt rozwlekają go, a skomasowana forma, np. w dwa tygodnie znacznie go ożywi. – Jeździłem po Europie, widziałem takie festiwale i rzadko kiedy trwają one tak długo. W dodatku to generuje koszty. Miesiąc krócej, a intensywniej, a będzie to lepiej zapamiętane – zgłosił pomysł. D. Pajkert przypomniał, że formuła KFA jest właśnie taka, by przez okres cały wakacji, w każdy letni weekend, coś się ciekawego działo w mieście. – Grajkowie uliczni, lokalne zespoły, teatry uliczne, firmy zewnętrzne, stowarzyszenia, takich kosztów nie generują – zauważył. – Wcześniej KFA trwał tydzień i przepadał – dodał D. Gandurski. Aleksander Ditbrener zaapelował o większe zróżnicowanie KFA pod względem gustów. – Za dużo jest muzyki młodzieżowej, a za mało operetkowej i klasycznej – zauważył, jednak D. Pajkert uspokoił radnego, że tym roku i te gusta będą bardziej dopieszczone w trakcie KFA. Przy okazji A. Ditbrener zwrócił uwagę na usytuowanie królików – nowego elementu Traktu Królewskiego. – Te nieszczęsne króliki sprawiają niebezpieczeństwo dla przechodniów. Są w ciemnym kolorze i w takie dni szare i ponure są niewidoczne – mówi radny, który dodał, że interweniowano już u niego dwukrotnie po incydentach potknięcia się o króliki. Radny rzucił pomysł przestawienia ich na postumenty, jednak tutaj urzędnicy byli stanowczy, że byłoby to zaprzeczeniem idei gry miejskiej, której owe króliki są elementem oraz wymagałoby to negocjacji z autorem rzeźb, zresztą ma to być rozrywka dla dzieci, a podobne elementy, czy w Zielonej Górze, czy we Wrocławiu – tak są właśnie umiejscawiane. – Trzeba po prostu patrzeć pod nogi, bo i o inne elementy miejskiej infrastruktury można się potknąć- odpadł D. Gandurski.
*Informator Miejski – produkt propagandy?*
Najwięcej emocji wzbudził kolejny punkt obrad, mianowicie Informator Miejski wydawany przez Urząd Miejski. To darmowa gazeta w formie eleganckiego magazynu, dostarczana mieszkańcom Gniezna w ilości 23 tys. egzemplarzy. Jest dwumiesięcznikiem, a jedno wydanie kosztuje urząd 14,5 tys. zł. – Informator zamyka lukę informacyjną z mieszkańcami, bo do sporej ilości z nich nie docieramy za pomocą mediów elektronicznych czy mediów tradycyjnych – wyjaśnił ideę powołania pisma Damazy Gandurski. Tutaj uwag radni opozycyjni mieli cały szereg, m.in. kiepską dystrybucję do skrzynek mieszkańców wytknął A. Ditbrener. – Większość treści to są relacje z placów budów. Traktujemy tym naszych mieszkańców jak takie dzieci, które nie widzą tego, co się dzieje dookoła. Ludzie to widzą i nie trzeba utrwalać tego jeszcze na zdjęciach za 120 tys. zł rocznie – twierdził P. Kamiński. – To zaczyna mieć charakter propagandowy. To nie ma walorów promocyjnych miasta. Co on promuje? – pytał radny trzymając jeden z egzemplarzy informatora. – Koncert, który się odbył – odpowiedział sam sobie, zwracając uwagę, że po dwóch miesiącach, kiedy numer dociera do mieszkańców, zaproszenia w nim zawarte są już często nieaktualne. – Jeśli piszemy o tym co już było, to niech to ukazuje się jako podsumowanie dwa razy w kadencji – mówi P. Kamiński. – To jest promowanie władzy, a nie miasta – nie krył dalej rozgoryczenia. – Pan radny myli pojęcia. Informator nie ma zadania promowania miasta na zewnątrz ale to promocja skierowana do mieszkańców – odparł radnemu Kamińskiemu przewodniczący Kuczma. – Na portalach internetowych jest to robione pięć razy szybciej, a miasto nie ma obowiązku wydawania takiego czegoś – mówił ponownie Paweł Kamiński, który jest także wydawcą jednego z gnieźnieńskich portali internetowych. – To pieniądze wyrzucone w błoto – podkreślał. Dalsza dyskusja między radnymi i urzędnikami bardziej przypominała emocjonalne przekomarzanie się. Urzędnicy bronili się, że takie periodyki są standardem w wielu samorządach i kolejnym kanałem dotarcia z informacjami do mieszkańców, a radni opozycyjni nie ustępowali i mówili, że równie dobrze wystarczy kartka formatu A4 z tymi samymi informacjami, bez ozdobnych fajerwerków. Dalej dyskutowano, ale bardziej z przekory, czy miasto ma tworzyć własne media, telewizję i radio. Dyskusja zmierzała w takim kierunku, że szans powrotu na tory sensownej dyskusji już właściwie nie było. Zauważył to przewodniczący Kuczma, który zakończył ten etap komisji. ALEKSANDER KARWOWSKI