Nie udało wpasować się dość masywnego popiersia Aleksandra Fredry między betonowe piramidy przed teatrem jego imienia, więc na kilka lat musiał spocząć pod brezentem. Leżącego w częściach, tuż obok swojego dawnego placu, mijali go przechodnie najczęściej nie zdając sobie z tego sprawy. Kiedyś komediopisarz był dumą społeczności teatralnej w Gnieźnie i na tej fali entuzjazmu wystawiono mu w 1992 roku pomnik. Teraz niechciany monument stanąć ma w pobliżu jego dawnego „domu”. Wokół hrabiego toczy się istna fredrowska komedia.
Przed reprezentacyjnym wejściem do gnieźnieńskiego teatru pomnik Aleksandra Fredry stał przez 27 lat. Zdążył już w ten krajobraz wróść, a nawet samym mieszkańcom trochę spowszechnieć. Mimo to, co jakiś czas, hrabia (który patronuje tutejszej scenie od 1955 roku) był przypominany gnieźnianom, jak np. w 2014 roku, kiedy młodzież przebrała go w plażowe rzeczy, na nos wsunęła mu różowe okulary i podała deskę surfingową. Skandowano wówczas w ramach happeningu, że „Fredro jest na fali”. Jednak dziś takich akcji już nie ma, a sam monument na pewno na fali już nie jest. Raczej – mówiąc obrazowo – znajduje się pod falą. W nowej koncepcji przebudowywanego placu przed instytucją, już miejsca dla Fredry nie było. Ten nagle zniknął. Spostrzegawczy gnieźnianie zauważyli, że leży on w częściach przy teatralnym Domu Usług Technicznych przykryty niebieskim brezentem. Codziennie mijają go setki osób. Z biegiem czasu i niezadowolenia gnieźnian nowym kształtem teatralnego placu, pojawiały się głosy pytające o starego Fredrę, który rządził dawnym placem niepodzielnie przez niemal trzy dekady.
Dopytywali o niego także miejscy radni. Urzędnikom w magistracie znany był los pomnika, jednak należy on do teatru i bez jego woli nic z kamieniem zrobić się nie da. Teatr pomysłu na swojego patrona nie miał, więc mijały kolejne lata, a różne środowiska debatowały co z pomnikiem począć. Przecież hrabia nie powinien leżeć zakryty płachtą, szczególnie, że to dzieło artystyczne spod ręki znanego wielkopolskiego rzeźbiarza Jerzego Sobocińskiego. Tego samego, który stworzył m.in. pomnik Dzieci Wrzesińskich w sąsiednim mieście, charakterystycznego Światowida na poznańskim rondzie Kaponiera, czy choćby gnieźnieńskie pomniki Chrobrego (przed katedrą) i świętego Wojciecha. Samego odsłonięcia pomnika Fredry dokonano 16 października 1992 roku w obecności prawnuczki pisarza Elżbiety Wejman i jej wnuka Aleksandra Naganowskiego. Wtedy pierwszy raz Aleksander Fredro wyjrzał zza kurtyny (w takiej koncepcji go wykuto w sztucznym kamieniu) na gnieźnian i jeszcze nie mógł przeczuwać, że jego bystry wzrok zostanie zasłonięty brezentem. Kiedy zatem spojrzy na gnieźnian ponownie?
Co poczynić z pomnikiem Fredry dyskutowano przez kilka lat. W eter poleciał pomysł przekazania go Muzeum Początków Państwa Polskiego, albo ustawienia na ulicy jego imienia. Jednak dostojny hrabia wśród domków jednorodzinnych Skiereszewa trochę by nie pasował. 27 lipca ostateczną decyzję podjął prezydent Tomasz Budasz. Hrabia daleko się nie przeniesie, bo za płot. Stać ma na skwerku ze stawkiem przy ul. Mickiewicza, więc „swój” teatr będzie miał w zasięgu wzroku. W czwartek odbyła się wizja lokalna w miejscu nowego usytuowania. Jednak komentujący tę wiadomość mieszkańcy nie kryją zażenowania nie tylko z formy „pozbycia” się Fredry przez sam teatr, co także z miejsca w którym ma stanąć. Dziś skwer jest – mówiąc dosadnie – dość zapuszczony, a na swoje miejsce spędzania wolnego czasu wybierają go głównie amatorzy mocniejszych trunków. „Jeszcze się biedny Fredro rozpije” – padł żart w jednym z komentarzy pod wpisem na ten temat. Jednak jak zapewnia prezydent, skwer z tej okazji zostanie odnowiony. Dosadzona zostanie zieleń, wymienione zostaną ławki i oświetlenie. W takich okolicznościach Fredro zapewne sam chętnie by przysiadł. Cała inwestycja i ponowny montaż pomnika mają być ukończone jeszcze w tym roku. Na razie Fredro leży obok i znając cięty humor hrabiego, zapewne z całego zamieszania z nim związanego, śmieje się pod brezentem do rozpuku. ALEKSANDER KARWOWSKI