Shadow

Nietykalne?


Udany artystycznie sezon w Teatrze Fredry dobiegł końca. Na finał sztuka „Nietykalne”, Brytyjczyka Simona Burta, w reżyserii Słowaczki Jany Ovsonkovej, która zawitała do Gniezna w ramach kolejnej odsłony „Rezydencji Teatralnych”. Dobre zakończenie 10 miesięcy artystycznych prezentacji, sztuką nie tylko dla dorastających nastolatków.
Spektakl „Nietykalne” to ważny ukłon w stosunku do młodzieży, wydawałoby się, pewnie wkraczającej w dorosłość, jednak z głęboko podszytym lękiem. Czas dorastania, buńczuczności, poczucia, że świat stoi otworem, a wzięcie w swoje ręce sterów własnego życia, jest łatwe i proste. Po raz kolejny Teatr im. Aleksandra Fredry zaprasza do siebie młodzież i pyta ją, co ją przeraża, boli, gdzie znajduje się źródło ich lęku, jak widzą przyszłość. Ekstremalnie szybkie przygotowania do sztuki (zaledwie kilka tygodni), poprzedzone były warsztatami edukacyjnymi, w czasie których edukatorka teatralna oraz psychoterapeutka, rozmawiały z młodzieżą gimnazjalną i ponadgimnazjalną o tym, co ją boli dziś. Efektem było studium do dalszej pracy słowackiej reżyserki, do stworzenia finałowej wersji spektaklu. – Chcemy, żeby nasze przedstawienia były płaszczyzną dialogu z młodzieżą. Każdy spektakl, który do niej adresujemy, niósł jakiś problem i żeby o tym problemie było można rozmawiać. Temu służyły wcześniejsze warsztaty w ramach projektu „Młodzi w kulturze” – mówi Joanna Nowak, dyrektor gnieźnieńskiej sceny. – Myślę, że ta realizacja jest kolejnym pretekstem. Tekst jest bardzo dobry, poruszający, ale jednocześnie napisany młodzieżowym językiem, łatwym w odbiorze i dzięki temu, że spektakl jest robiony przez bardzo młodych artystów, od reżyserki poczynając, kończąc na aktorkach, są to dwudziestokilkuletnie osoby, które łatwiej znajdą tę nić porozumienia z młodym odbiorcą – wyjaśnia, przedstawiając właśnie ten ciekawy zabieg doboru twórców. Scenografia Justyny E. Przybylskiej jest ascetyczna, jak ascetyczne zazwyczaj są pierwsze mieszkania młodych ludzi. W tym przypadku dwie przyjaciółki, po ukończeniu zasadniczej szkoły, podejmują decyzję o opuszczeniu domów rodzinnych i wyprowadzeniu się do pełnej rozrywek dzielnicy, tam wynajmują pokój z jednoosobowym łóżkiem, w którym muszą się zmieścić, jest pralka, w pewnym sensie będąca myjnią z brudów osobowości, dnia codziennego. W niej lądują przedmioty okryte złymi emocjami, m.in. wyśmiewane książki, które wyrzuca szukająca rozrywki Louise (Dominika Guzek), czy przepocona bielizna nocna koleżanki z obrzydzeniem dotykana przez ostrożnie podchodzącą do tematu seksu, Manni (Kamila Banasiak). Właśnie dwie przeciwstawne osobowości bohaterek, które wychowały dwa odmienne rodzinne domy, spotykają się w ciasnym pokoju. Pozorne porozumienie (w końcu są wolne i zawojują świat, a przynajmniej atrakcyjną dzielnicę), podszyte jest pojedynkiem. Linki na pranie zamykające kwadrat pokoju, mogą tu przynosić na myśl liny bokserskiego ringu, w środku którego toczy się pojedynek wartości. Manni pochodzi z tzw. dobrego domu, jej decyzje cechuje troska o poczucie godne zachowania („co by powiedział tata”), natomiast Louise jest wyzwolona („moja matka to zdzira”), bez skrupułów opuszcza dom. Jednej edukacja przeszkadza w zabawie, więc ją porzuca, dla drugiej edukacja jest celem samym w sobie i do niej dąży. – Ponieważ jest to typowy tekst angielski oparty bardzo mocno na realiach, na rzeczywistości, nie chcieliśmy pracować tą metodą, tak nie realizowaliśmy tego tekstu – zauważa Jana Ovsonkova, reżyserka, i dodaje, że bardzo dobrze pracowało jej się z polskimi aktorkami. – Są to moje rówieśniczki, kończą teraz studia i była to wspólna praca, poszukiwanie i tworzenie – nie kryje zadowolenia.
Pozornie lekkie życie obu dziewcząt będących kelnerkami w klubie, komplikuje ich relacje. O ile Lousie nie ma skrupułów, nie analizuje „za i „przeciw”, tylko bierze życie takie, jakie jest, o tyle Manni toczy nieustanny bój, głównie ze sobą i swoimi skrupułami i to ona z dnia na dzień traci najwięcej. Pozornie porzuca swoje wartości – studia, ukochanego, bo nie przystoją do szybkiego i modnego życia. Świat jest zbyt atrakcyjny by wyjść za mąż i zamykać się na kilka lat w uniwersytecie. Przecież wszystko jest na wyciągnięcie ręki – alkohol, zabawa, łatwy seks. Jednak tutaj dochodzi do „przebiegunowania”. Należy tu podkreślić wyśmienitą grę aktorską niedawnych absolwentek krakowskiej szkoły teatralnej. O ile Kamila Banasiak gnieźnieńskiej publice jest już znana (grała wspaniale w „Piaskownicy”), o tyle odkryciem była gra Dominiki Guzek, która jak przyznaje, czerpała tworząc postać także ze swoich doświadczeń. – Zmienia się dużo w trakcie życia młodej kobiety, ponieważ bardzo szybko przeskakuje się do tego dojrzałego czasu, natomiast pamiętam jeszcze te czasy, one nie były tak dawno temu. Nie ukrywam, że gdzieś tam czerpałam z tych swoich doświadczeń, natomiast tam jest zahaczana głębsza relacja mojej postaci z matką, ogromna potrzeba miłości i akceptacji, zainteresowania – zauważa aktorka i jednocześnie dodaje: – Ten tekst jest bardzo współczesny, ważny, ponieważ dotyka tematów uniwersalnych dla współczesnej młodzieży. Może też być pewną nauczką, albo bardziej nauką, także przestrogą. Mimo moralizatorskich właściwości spełnia także formę zabawy, dotykania tematów kontrowersyjnych, ale ciekawych dla widza – mówi.
Bohaterki w przypływie wolności, mówią o sobie „nietykalne”, jednak ten przypływ początkowej euforii, odpływa w zetknięciu z brutalnością dnia. Okazuje się, że są „tykalne” i to także w dosłownym znaczeniu. W pewnym momencie ta zabawowa Louise, widząc autodestrukcję koleżanki, staje się dla niej matką, namawia do powrotu do domu, ta jednak o tym nie chce słyszeć. Swój świat odrzuciła. Dopiero jedno wydarzenie, do którego dochodzi w pokoju burzy całą konstrukcję wolności. Nie są same sobie bogami, są marionetkami codziennego teatru życia i właśnie sobie to uświadamiają. Dochodzi do rozprężenia i pokory do życia. Ze wszech miar należy podkreślić przejmującą grę aktorek, dobry warsztat, szczególnie dramaturgiczny. Jest to sztuka ważna, celna dla obecnego pokolenia nastolatków spoglądających właśnie na wysoki próg dorosłości, nie widząc co za nim się znajduje. Dla dorosłego widza, sztuka może się wydawać dość oczywista, ale ciekawa z socjologicznego punktu widzenia. Nie ma się co oszukiwać, w dobie czasu zdjęć „selfie” i dostępie do wszystkiego, taki jest właśnie świat, a dzięki „Nietykalnym”, szybciej można się z nim skonfrontować. – Szukałam polskiego dramaturgicznego tekst dla młodzieży i niestety, nie udało mi się go znaleźć – mówi Maria Spiss, konsultant artystyczny teatru. – Padło na literaturę brytyjską, która od lat cieszy się nimbem dobrego pisania dla młodzieży. Tekst nie jest najnowszy, ma co najmniej kilka lat, do tej pory w Polsce nikt go nie realizował – zauważa. Po prapremierze spektaklu, obiekty teatru czekają dalsze modernizacje, a w lipcu warsztaty dla dzieci. Od września nowy sezon artystyczny, na początku którego będziemy mogli ponownie zobaczyć sztukę „Listopad”.
ALEKSANDER KARWOWSKI
Fot. Dawid Stube