Shadow

Przestrzeń według „manualnego wrażliwca”


Jak podkreśla, nie jest artystą, a sam zwykł o sobie mawiać tak, jak wspomniano w tytule. Bydgoszczanin Sebastian Trzoska rok temu obronił pracę magisterką w poznańskiej ASP, a jego prace dyplomowe możemy oglądać w Dużej Galerii MOK. Jako rzemieślnik sztuki jest na początku artystycznej drogi i być może to sprawiło, że frekwencja widzów na wernisażu była śladowa. Zbyt rzadko gnieźnieński widz ma szansę poznania języka sztuki młodego twórcy.
Trzoska obecnie jest doktorantem poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych i ma za sobą wystawy m.in. w poznańskim Arsenale czy CK Zamek, ale także w galeriach sztuki Opcja, Mona i R20. Jak zapewnia sam autor wystawy, skupia się na formie, intelektualnym przeżyciu tworzenia, patrzy na obraz jako na konstrukcję, krosno, płótno, ale także strukturę farby. Wchodząc do Dużej Galerii MOK od razu w oczy rzuca się ogromna instalacja „Przeobrazy” podwieszona pod sufitem; to splątane ze sobą malarskie krosna. Zresztą przestrzeń w pracach Trzoski odgrywa ważną rolę. – Każda przestrzeń ma swój potencjał i ma swoją historię. Kiedy podejmuję działanie, stosuję znane mi i wypracowane elementy i moduły. Przede wszystkim chcę nawiązać dialog z przestrzenią, zbudować płaszczyznę porozumienia między odbiorcami i mną – zdradza idee przyświecające powstaniu wystawy. Co rzuca się w oczy, to zróżnicowanie skal, którymi operuje Trzoska. Oprócz monumentalnych w rozmiarach, ale lekkich w formie „Przeobrazów”, trzeba wytężyć wzrok, by w rogu sali znaleźć „Warstwolory”, czyli przypominające ciasto warstwy farby olejnej sklejone z płytą pilśniową. – Operowanie tą skalą to mój osobisty humor, bo lubię posługiwać się kontrastami, surrealizmem. Lubię dowcipy sytuacyjne, efemeryczne, które według mnie są pobudzające – mówi autor. Pewną nowością w MOK jest wystawiona sztuka nawiązująca do wideo-artu; przy podłodze, w kącie ciemnej sali widz ogląda pracującego, prawdopodobnie nad framugą drzwi, artystę, który przygląda się efektom swojej pracy. Widz jej nie widzi. Obserwuje tylko z drugiego pokoju sam proces twórczy, który może być i malowaniem, ale także zwykłym remontem futryny. – Dla mnie nie jest ważne medium – film, ołówek, rzeźba. Rysunek jest tylko formą myślenia, ta wystawa stawia pytanie: czym właściwie jest obraz? Rozpatruje to jednak w formie rysunku, bo rysunek jest pierwszy. Po narodzeniu chwytamy za kredkę, ołówek i rysujemy. To pierwszy język komunikacji – zaznacza.
Sztuka młodych adeptów kierunków artystycznych w naszym kraju ciągle nie jest odbierana przez zaufanie. Widz lubi sztukę dojrzałą, zapominając często, że ona jest zbudowana z czegoś pierwszego, dawnego. By poznać artystę, trzeba zobaczyć z czego ewoluował. Niska frekwencja widzów na wernisażu Trzoski być może pokazuje brak zaufania do młodych twórców, ale może i sam „manualny wrażliwca” przemawia do widzów zbyt skomplikowanym i mocno intelektualnym językiem, który trudno odczytać, lub odszukać w jego sztuce. Mimo to, by wyrazić dezaprobatę dla prezentowanej sztuki, lub wyrazić podziw, trzeba stanąć przed obiektem i spróbować znaleźć własną drogę do niego. W Gnieźnie w przypadku Trzoski takich osób chętnych konfrontacji prawie nie było. Wystawa potrwa do 4 czerwca.
ALEKSANDER KARWOWSKI