Każdy jubileusz daje okazję do wspomnień, rozmów w gronie kolegów i znajomych. Nie inaczej było w piątek, 21 kwietnia w cielimowskim „Smakołyku”. W sali pałacowej świętowano 25 lat po… likwidacji Państwowego Ośrodka Maszynowego w Gnieźnie, a na uroczystość jubileuszową dotarło ponad 100 osób. Początek historii gnieźnieńskiego POM datuje się na początek lat pięćdziesiątych, kiedy rozpoczęła się działalność wspomnianego ośrodka.
W organizację takiego spotkania zaangażowało się grono osób: Wojciech Bauza, Antoni Janicki, Grzegorz Kozłowski, Paweł Kuciński, Romuald Łebedyński, Jerzy Pankowski i Jerzy Osowski. – Jestem sprawcą tego spotkania. Od dłuższego czasu ten pomysł chodził mi po głowie. Kolega Grzegorz Kozłowski wspomniał, że był na takim spotkaniu pracowników GS w Czerniejewie. Stwierdziliśmy, że można zrobić takie spotkanie dla „pomowców”. Postanowiliśmy poprosić o pomoc Pawła Kucińskiego i za kilka dni dowiedzieliśmy się, że już jest grupa osób chętnych na takie spotkanie. Było nas siedmiu, zrobiliśmy pierwsze spotkanie, a warto pamiętać, że 30 kwietnia minęło ćwierć wieku od likwidacji POM. Organizacja tej uroczystości trwała półtora miesiąca. (…) W 1971 roku rozpocząłem pracę w tym ośrodku. Jeden z wydziałów zajmował się remontem kapitalnym ciągników, a pracownicy drugiego naprawiali gorzelnie, suszarnie oraz produkowali duże kontenery na śmieci. Były także filie w Witkowie, Trzemesznie, Kiszkowie i Kłecku. Po reorganizacji pozostało Kłecko i Witkowo, a pozostali pracownicy dojeżdżali do POM w Gnieźnie. W latach świetności w POM pracowało kilkaset osób – wspominał Jerzy Osowski, który rozpoczął pracę jako monter podwozi silnikowych i przez 21 lat przeszedł wszystkie wydziały, kończąc jak narzędziowiec. – Zdarzało się, że do remontu trzeba było rozłożyć cały ciągnik. W najlepszych latach było bardzo dużo zamówień. PGR czy SKR wszystko naprawiały u nas, w POM, gdyż dostawaliśmy części. Te lata „tłuste”, to lata osiemdziesiąte. Niestety, zmniejszył się front robót, pracownicy odchodzili, wzrastało zadłużenie firmy. Bank przestał dawać pieniądze. Do POM trafiłem po studiach, pracowałem w kontroli jakości, następnie w wydziale instalacyjno-montażowym, a skończyłem jako główny mechanik. Nie mogłem narzekać na płace, a pracowałem od 1977 roku do momentu likwidacji ośrodka – przyznał Stanisław Pielka. Niektórzy z pracowników nie widzieli się od 25-30 lat. Więc nic dziwnego, że rozmowom nie było końca. Na uroczystość dotarł między innymi także jeden z dyrektorów POM, Jerzy Krupa. – W POM pracowałem od 1962 do 1973. Przybyłem tu po szkole zawodowej jako stażysta. Powróciłem po odbyciu służby wojskowej. Trafiłem do warsztatu i po pół roku byłem już mechanizatorem rolnictwa. Istniały wówczas Międzykółkowe Bazy Mechanizacji. Jeździłem więc do MBM i krzewiłem oraz wprowadzałem kulturę techniczną. To nauka obsługi ciągników i maszyn rolniczych. Gdy założyłem rodzinę, przeszedłem na kolejny stopień – kierownika warsztatów w Mieleszynie i tam pracowałem do końca mojej przygody z POM. Bardzo przyjemnie pracowało się z ludźmi. To czasy, gdy jeden drugiego szanował, pomagano sobie wzajemnie, nie było zazdrości. Nie można było narzekać na wypłaty, gdyż zarabiałem wówczas, porównując z czasem obecnym, około 3000 złotych, a dodatkowo, były „kilometrówki” za rozjazdy po terenie oraz premie za wypracowanie normy. Źle nie było – wraca pamięcią do tamtych lat Stanisław Trzaskawka. – Pracowałem od 1956 do 1974 roku. Tamte lata wspominam bardzo dobrze. Ludzi nie byli zawistni, a ja zostałem przyjęty do pracy, na… polu. Pamiętam, to był okres żniwny. Najpierw jeździłem traktorem, a pod koniec zatrudnienia na koparce. Dobrze zarabialiśmy i dało się wyżyć – powiedział Andrzej Ziętek.
Podczas piątkowego spotkania nie zabrakło kwiatów dla pracownic tego ośrodka. Otrzymały je panie: Halina Mężyńska, Bożena Olejniczak, Krystyna Andrzejczak, Wiesława Dolatkowska i Janina Wołoczko. Najpierw chwilą ciszy uczczono pamięć tych, którzy odeszli. Następnie wzniesiono toast za spotkanie, a oprawę muzyczną uroczystości zapewnił Adam Błaszak. Uzgodniono także, że kolejne spotkanie zorganizowane zostanie za rok, prawdopodobnie w „andrzejki”. JAROSŁAW WALERCZAK